
“Jeśli chociaż
raz odwiedzisz Hebrydy, już nigdy ich nie opuścisz. Dlaczego? Bo wyspy na
zawsze pozostaną w tobie.” Tak pisze mój ulubiony szkocki autor, Peter May,
którego również dosięgnęła nieuleczalna miłość do tego maleńkiego archipelagu
położonego na północno-zachodnim krańcu Europy. I ma rację!
Nasz ‘pierwszy raz’
na Hebrydach Zewnętrznych był ponad roku temu, pod koniec roku 2017. Już wtedy
padłam ofiarą tego dziwnego zauroczenia i wiedziałam, że wrócę na wyspy ale nie
przypuszczałam, że stanie się to tak szybko. Nie minęło nawet dwanaście
miesięcy i byliśmy z powrotem, żeby pożegnać rok 2018 i powitać 2019. W czasie
pierwszej wizyty poznaliśmy północną część archipelagu, czyli wyspy Lewis i
Harris. Drugi nasz pobyt to eksploracja południa i kolejnych wysp: Berneray,
North Uist, Benbecula, South Uist, Eriskay, Barra i Vatersay.
Bardzo zdziwiło
mnie to, że północ i południe archipelagu tak bardzo się od siebie różnią.
Zupełnie inny jest charakter wysp, inna sceneria i nawet różny kolor piasku na
plażach! Na północy piasek jest zdecydowanie złoty natomiast im dalej na
południe tym bardziej robi się biały aż w końcu przybiera srebrny odcień na
wybrzeżu Vatersay (to najbardziej na południe położona zamieszkała wyspa
archipelagu). Harris to surowy krajobraz i całkiem potężne góry, Lewis rownież
poszczycić się może kilkoma wzniesieniami i urwistymi, wysokimi klifami. Z
kolei ‘Długa wyspa’, jak nazywany jest łańcuch wysp południowych, jest prawie
zupełnie płaska, łagodniejsza. Przysłuchując się mowie mieszkańców skrajnych
wysp, sprawne ucho wyłowi też spore różnice w akcencie. Nie wpominając o
biegunowości religijnej: pólnoc jest bardzo prezbiteriańska, południe
zdecydowanie katolickie a pośrodku archipelagu wszystko się miesza. Jest jednak
coś, co łączy wszystkie wyspy: dzikie piękno krajobrazu, unoszący się w
powietrzu zapach palonego torfu i cudowne uczucie, że jest się na końcu świata.
Uwielbiamy takie
wakacje, szczególnie te w okresie świąteczno-noworocznym! Nigdy nam się na Hebrydach nie nudziło. Na południowych
wyspach spędziliśmy siedem fantastycznych, choć nie zawsze słonecznych dni i
w tym czasie odwiedziliśmy siedem wysp. Zapraszam Was na ich krótki przegląd,
od północy na południe. Jeśli zaś macie ochotę poczytać o wyspie Harris i Lewis
to zachęcam do zajrzenia do wcześniejszych wpisów tu i tu.![]() |
Typowy akwarelkowy krajobraz Hebrydow |
Jeśli chociaż raz odwiedzisz Hebrydy, już nigdy ich nie opuścisz. Dlaczego? Bo wyspy na zawsze pozostaną w tobie.Jednak Hebrydy nie trafią we wszystkie gusta. Nie znajdziecie tu tętniących życiem miast, wielkich centrów handlowych ani komercyjnych atrakcji turystycznych. Zamiast anonimowych sieciówek wyspy oferują małe sklepiki, w których sprzedawca zna każdego mieszkańca; piekarnie I lokalne wędzarnie ryb, sprzedające najlepszego na świecie (według Lonely Planet) wędzonego łososia I kilka innych niebiańskich przysmaków. Kino jest, a jakże – objazdowe. Przyjeżdża na wyspy co kilka tygodni, podobnie jak optyk. Zamiast wielkich muzeów I galerii na Hebrydach odwiedzić można mikroskopijne warsztaty lokalnych artystów, przędzalnie słynnego tweedu Harris, kamienne neolityczne kręgi albo kilkusetletnie chaty. Towarzystwo zaś zapewniają wszechobecne, przyjazne owce. Życie płynie na wyspach powoli a w miesiącach zimowych prawie zastyga w bezruchu. Dni są zimne i krótkie, idealne do celebrowania leniwych poranków w ciepłym łóżku (wschód słońca około 9!) I długich wieczorów przy żarzącym się kominku. Hebrydy Zewnętrzne są stworzone do niespiesznego delektowania się prostymi przyjemnościami.
Pastelowa Berneray
Malutka Berneray
jest tak malownicza, że będzie Wam ciężko wypuścić z rąk aparat fotograficzny
chociażby na chwilę! Prawie cała wyspa otoczona jest piękną plażą, do której
prowadzą wydmy i tak zwany machair czyli piaszczyste, rozległe łąki. Ponieważ
zawsze odwiedzamy Hebrydy zimą, nie mieliśmy okazji zobaczyć kwitnącego
machair, a jest to podobno widok nieporównywalny z niczym innym. Na Berneray
spotkać można foki, które zazwyczaj wylegują się w porcie osady Backhill. Na
tak zwanej Plaży Wschodniej znajduje się także jedno z najbardziej uroczych
schronisk, jakie widziałam – Gatliff Hostel, który zajmuje dwie odrestaurowane,
kryte strzechą chaty. Widok z ich okien na szmaragdowy ocean wynagradza
ewentualne niewygody. ;) Berneray połączona jest z resztą południowych wysp za
pomocą grobli a od wyspy Harris dzieli ją dwudziestominutowy rejs promem przez
Zatokę Harris.
North Uist - królestwo wody
North Uist to wyspa, do której mam największy sentyment. To na niej spędziliśmy najwięcej czasu bo na North Uist znajdowała się nasza wakacyjna baza. I nie zawaham się napisać, że jest to wyjątkowe miejsce. Krajobrazy jak z bajki, cudowne plaże, zabytkowe chaty i urocze małe porty. Jest coś jeszcze! Jeśli wpadnie Wam kiedyś w ręce zdjecie tej części archipelagu zrobione z lotu ptaka, to zauważycie, że North Uist wygląda jak niedokończony kawałek lądu. Woda wdziera się na niego ze wszystkich stron, tworząc skomplikowany labirynt połączonych ze sobą kanałów, jezior i oczek wodnych. Na niewielkim North Uist znajduje się ponad osiemset słodkowodnych zbiorników wodnych, które tworzą niesamowity krajobraz nazywany po angielsku waterscape. To raj dla wędkarzy, piechurów i pasjonatów fotografii.
Przesuwając się na południe z North Uist dotrzemy do kolejnej wyspy, zwanej wdzięcznie Benbecula. Nie trzeba nawet w tym celu łapać promu! Podróżowanie po południowej części Hebrydów jest dziecinnie proste bo większość wysp połączonych jest tak zwanym groblami. Ta, która łączy North Uist z Benbeculą to najdłuższa grobla na archipelagu. Jazda przez ten długi, wąziutki pasek lądu, otoczony bezkresną tonią, jest przygodą samą w sobie.
Przesuwając się na południe z North Uist dotrzemy do kolejnej wyspy, zwanej wdzięcznie Benbecula. Nie trzeba nawet w tym celu łapać promu! Podróżowanie po południowej części Hebrydów jest dziecinnie proste bo większość wysp połączonych jest tak zwanym groblami. Ta, która łączy North Uist z Benbeculą to najdłuższa grobla na archipelagu. Jazda przez ten długi, wąziutki pasek lądu, otoczony bezkresną tonią, jest przygodą samą w sobie.
Benbecula płaska jak stół
Nazwa tej wyspy pochodzi z języka Gaelic i znaczy po prostu "płaska kraina". Benbecula rzeczywiscie taka jest - równinna i gładziutka, jednak nie pozbawiona swoistego uroku. Nad tym dwuwymiarowym światem góruje pojedyncze wzniesienie - zaledwie 400-metrowy Rueval. Warto się na niego wdrapać, żeby spojrzeć na Benbeculę z innej perspektywy. Jeśli do odwiedzin nie przekonuje was ani piękny krajobraz, ani perspektywa łatwej górskiej wędrówki to powinien to zrobić najlepiej zaopatrzony sklep spożywczy na Hebrydach! :) W MacLennans Supermarket można znaleźć wszystko: od swieżutkiego pieczywa i lokalnych warzyw, przez specjały z hebrydiańskiej wędzarni (polecam wędzone przegrzebki i fenomenalnego wędzonego łososia "Salar") aż po polskie przysmaki z Sopocką i kefirem na czele!
South Uist żywcem wyjęte z Władcy Pierścieni
Kolejna grobla łączy Benbeculę z następną południową wyspą: South Uist. Chyba nigdzie indziej na Hebrydach kontarst pomiędzy wschodem a zachodem nie jest tak bardzo wyraźny, jak tutaj. Na wschodzie surowy krajobraz zdominowany jest przez skaliste wzgórza i klify. Zachodnia część South Uist to łagodność: niekończące się białe plaże, omywane turkusowymi wodami oceanu, otoczone aksamitnymi łąkami machair. A pomiędzy tymi dwoma biegunami leży kraina rozległych torfowisk i bagien, przywodząca skojarzenia z Tolkienowskim Mordorem. Magii dopełniają półdzikie kudłate kuce szetlandzkie, które pojawiają się ni stąd ni z owąd na drodze i domagają się jedzenia i drapania za uchem. ;)
Eriskay - kraina jednorożców
Maleńka Ersikay to kolejna wyspa, jakby namalowana akwarelką. Nie mieliśmy wiele czasu, żeby ją należycie zwiedzić bo przyjechaliśmy tu w jednym konkretnym celu: żeby złapać prom płynący jeszcze dalej na południe, na wyspę Barra. Ale to, co udało się nam zobaczyć z okien samochodu wystarczyło, żeby wprawić mnie w zachwyt. Wizyta na Eriskay nie byłaby kompletna bez spotkania z jej słynnymi, bajkowymi wręcz mieszkańcami - kucami Eriskay. Czy tylko ja podejrzewam je o ukrywanie rogu jednorożca w gęstych grzywach? ;)Barra czyli Hebrydy w miniaturce


Lazurowa Vatersay
To już ostatnia grobla, która z Barry prowadzi na ostatnią zamieszkałą wyspę Hebrydów. Vatersay to najdalej na południowy-zachód wysunięta wyspa Wielkiej Brytanii. Autentyczna krawędź Europy, za którą jest już tylko ocean. I muszę przyznać, że ten ocean ma na Vatersay wyjątkowy i niepowtarzalny kolor - trudny do opisania i uchwycenia na zdjęciu turkus. Odcień, który już zawsze będę kojarzyła z Hebrydami Zewnętrznymi.
Wow, jakie klimatyczne rejony!
OdpowiedzUsuńCo za zdjęcia, co za widoki, magiczna kraina jakaś, jak z bajki :)
OdpowiedzUsuńAle niezwykłe, klimatyczne miejsce. Co za widoki. Mam nadzieje, że kiedyś uda mi się tam pojechać.
OdpowiedzUsuńBardzo kuszące te Hebrydy i zapewne kiedyś tam dotrzemy. Dzieki za interesujący wpis, przyda nam się w przyszłości :) Pozdrawiamy
OdpowiedzUsuńMałgosiu trzymam kciuki bo wierzę, że i Wam Hebrydy przypadłyby do gustu. 😊 Przecież to raj dla ornitologów także!
UsuńIm dłużej czytam Twoje wpisy i częściej oglądam zdjęcia, tym bardziej zaczynam marzyć o wyjeździe do Szkocji. A Hybrydy byłyby pewnie miejscem, do którego często bym wracał... Na razie finanse na takie wycieczki mi nie pozwalają, ale zazwyczaj realizuję swoje marzenia :-)
OdpowiedzUsuńFajnie, że udało mi się kogoś 'zarazić' Szkocją! 😉 Wierzę, że marzenia są po to, żeby je spełniać i kiedyś na pewno postawisz stopę na szkockiej ziemi. I już się cieszę! 😊
UsuńPrzepiekna kraina, jaki spokój stamtad bije ;)
OdpowiedzUsuńBardzo dobry artykuł! Bardzo dobrze uzupełniony pięknymi fotografiami! Aż chciałbym tam być - TERAZ ;)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję!
UsuńWyglądają bajecznie, choć sama chyba bym się tam zanudziła na śmierć :)
OdpowiedzUsuńSerio? 😉 Przyznaję, że zimą Hebrydy mogą się wydawać ciut senne. Od wiosny do jesieni, czyli w sezonie, wyspy się budzą i pojawiają się nowe atrakcje: żeglowanie, surfowanie, rejsy na okoliczne wysepki, podglądanie ptaków (są tu między innymi cudne maskonury), zwiedzanie destylarni whisky, warsztatów twedu, zamków. Ale oczywiście zależy wszystko zależy od tego co kto lubi. 😉👊
UsuńJestem oczarowana zdjęciami i opisami. Piękne miejsce. Marzenie po prostu.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję ,że dane mi tam będzie dotrzeć. Chociaż boję się, że tak jak powiedział Peter, ciężko będzie je "opuścić" . Tą plażę na Vatersay widziałam, w którymś z czasopism i nie mogłam uwierzyć, że ona na prawdę taka piękna jest. No i jest, co Wy udowodniliście. Pozdrawiam Marta.
OdpowiedzUsuńPlaża na Vatersay wygląda nierealnie... :) Już sobie wyobrażam jaki to musi być widok w słońcu, którego nam trochę zabrakło! Pozdrawiam ciepło i czekam na Was w Szkocji!!
UsuńJakże tam pięknie, sama mam dość niezwykle skojarzenia z Hybrydami, wyobraź sobie, że moja pierwsza samodzielnie przeczytana książka po angielsku była jakimś słabym romansem osadzonym na Hybrydach. Nawet nie pamiętam dziś jej tytułu ale pamiętam te Hybrydy z ich surowoscia i pięknem, zacisze zatok nadmorskich i krótsze zimowe dni spowite mgłą. Coś było w tej krainie opisanej w książce, że właśnie to utkwilo mi w głowie. Cudnie zwiedzać je razem z Wami.
OdpowiedzUsuńBoję się, że zostawię tam serducho.
OdpowiedzUsuńTo bardzo prawdopodobny scenariusz... ;)
UsuńBardzo tam ładnie :)
OdpowiedzUsuń